Przedmiotem Konkursu było...

W poniedziałek 8 kwietnia...

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE

 

Za...

W dniach 15 - 17 marca w Zespole Szkół...

02 marca uczniowie Salezjańskiego Liceum...

ZAPRASZAMY NA DNI OTWARTYCH DRZWI W NASZEJ...

WARSZAWA DA SIĘ LUBIĆ

ablonska

Gdzie najlepiej pojechać na szkolną wycieczkę? Do Warszawy oczywiście. Niezbyt daleko, nie za blisko, a i każdy znajdzie coś dla siebie coś atrakcyjnego i w programie podróży, i w Mc Donaldzie. Dlatego też i właśnie drugie klasy licealne postanowiły wyprawić się tego pięknego, słonecznego dnia jakim był 30 października 2017 roku. No nie żartuję, ogólnie to zimno było i nawet śnieg troszkę popadał, ale pogoda nie mogła stawać w szranki z wszechogarniającą euforią związaną z wycieczką szkolną!
       O wschodzie słońca, gdy o 6:14:59 niebo witało pierwsze  promienie i blaski budzącej się jutrzenki, my nie do końca tak obudzeni wyjechaliśmy z Sokołowa w naszą trasę. Dwie godziny drzemki i kilometrowych korków później osiągnęliśmy pierwszy obrany cel naszej podróży - Hangar 646, czyli znany dobrze większości z nas park trampolin. Co się tam robi chyba opowiadać nie muszę... (pst. skacze się na trampolinach jakby co, w takich ekstrawaganckich skarpetkach). Osobiście jednak, bardziej niż zwykłe i niezwykłe trampoliny zachwycił mnie basen z gąbkami ala ruchome pisaki, gdzie można było mierzyć się z innymi  osobami na materacowe miecze i zrzucać je w tą przepaść gorzkiej porażki. Ach, sport ma takie piękne oblicza.
     Godzinka upłynęła jak z bicza strzelił, my zmęczeni, tak dla odmiany nie życiem a przyjemnością, w miarę pospiesznie pozbieraliśmy się do kupy i kiedy suma wszystkich pasażerów początkowych się zgadzała, wyruszyliśmy dalej. Do kolejnego przystanku zostało nam jeszcze kilka dobrych godzin więc dla ukojenia naszych spragnionych dusz zatrzymaliśmy się troszeczkę w Arkadii, krainie nieustannej wiosny i wiecznej szczęśliwości (wifi). Następnie wszyscy, posileni czymkolwiek dusza pragnęła, przemieściliśmy się już do ostatniego punktu naszej wycieczki warszawoznawczej.
       Nareszcie nadszedł czas na punkt kulminacyjny - Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Większość z nas była tam po raz pierwszy więc nie powiem, byliśmy choć troszkę zaciekawieni, mimo że nie koniecznie wszyscy są pasjonatami takich muzealnych klimatów. Jest to obiekt bardzo nowoczesny, bogato wyposażony. Z ciekawością zaobserwowałam to, że w jednej z przykładowych sal, gdyż muzeum składa się z masy połączonych ze sobą pomieszczeń, znajdowało się tak dużo projektorów multimedialnych, że można by wyposażyć nimi jedną, przeciętną szkołę. To takie jedno z wielu spostrzeżeń, które mogły przewijać się przez nasze myśli w trakcie zwiedzania. Może bez fajerwerków, ale obejrzeliśmy wszystkie wskazane nam przez panią przewodnik wystawy i każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego, co go zaintrygowało i poruszyło trochę szare komórki. O, doskonałym przykładem może być, np. nowatorskie zastosowanie cytryny, które warto zachować w pamięci na przyszłość :P. Pobudzającą adrenalinę częścią wizyty w muzeum jest też zapewne wejście, gdzie nie tak wcale łatwo się przedostać przez metalowe bramki i serdecznych panów ochroniarzy. Uwaga! Rada dla przyszłych wizytatorów - do budynku nie można wnosić niebezpiecznych, ostrych przedmiotów, więc wszystkie osoby posiadające ostre jak brzytwa poczucie humoru są proszone o pozostawienie je natenczas w domu. Ku wspólnemu bezpieczeństwu.
       Cóż, jak wiadomo nie wszystko złoto, co się świeci, a przy dobrej zabawie czas szybko leci. A szczególnie w doborowym towarzystwie naszych serdecznych kolegów i koleżanek. Po długim, acz jakże sowicie owocnym dniu, nasyceni i sobą, i Warszawą, mogliśmy powrócić na łono naszej małej ojczyny, Sokołowa, gdzie w po spożyciu maminego obiadku w zakątku naszej chatki, przyszedł czas przygotować się na następny dzień pracy w szkole :)

E. Lisiecka

Polecamy